Biuletyn Wspólnot Odnowy w Duchu Świętym Archidiecezji Katowickiej

Nr 2 (Październik 2000)

RÓŻANIEC

Różaniec jest jakby echem fali uderzającej o brzeg, o brzeg Boga: Zdrowaś Maryjo... Zdrowaś Maryjo... Jest jakby ręką Matki, która porusza waszą dziecięcą kołyskę... jako modlitwa jest punktem dojścia, a nie wyjścia. Dla Św. Bernadetty Soubirous ten punkt dojścia okazał się bardzo bliski, ponieważ jej przeznaczeniem było już tu na ziemi ujrzeć Maryję;... jest to modlitwa duchowej dojrzałości.
Carlo Caretto; Listy z pustyni

Potwierdzenie centralnej pozycji Chrystusa nie może być odłączone od uznania roli, jaką spełniła Jego Najświętsza Matka. Jej kult, jeśli jest właściwie ustawiony, nie może niczego ująć godności i skuteczności działania Chrystusa - jedynego Pośrednika. Maryja bowiem zawsze wskazuje na swego Bożego Syna i staje się dla wszystkich wierzących wzorem wiary autentycznie przeżytej.
Lumen gentium

SOBÓR WATYKAŃSKI II

Jak zapowiadaliśmy w poprzednim numerze pragniemy w stałej rubryce przybliżać nauczanie Soboru Watykańskiego II. Przedstawiamy fragment książki Człowiek imieniem Jan, której autorem jest Alden Hadch. Opisuje on m. in. jak doszło do zwołaniu Soboru.

W niedzielę, 25 stycznia 1959 roku, papież Jan obwieścił postanowienie, które wywołało nie tylko ogromne wrażenie w całym katolickim świecie, ale i zainteresowanie całego chrześcijaństwa łącznie nawet z krajami Dalekiego Wschodu. Sprawę tę omówił z jednym tylko ze swoich doradców - z kardynałem Tardinim. Była to nadzwyczajna niespodzianka. Jakkolwiek zupełnie nieoczekiwana wiadomość ta nie powinna zdziwić nikogo, było to bowiem przedsięwzięcie zupełnie zgodne z jego charakterem, usiłowanie zaś zjednoczenia wszystkich chrześcijan stało się szczytowym dążeniem jego pracowitego życia.

Papież wyraził potem przekonanie, że powziął tę nagłą decyzję za natchnieniem Ducha Świętego. Nagle i niespodziewanie powstała ta myśl w naszym pokornym umyśle - powiedział. - Pewność, że była ona zesłana z nieba, ośmieliła nas do wprowadzenia naszego pokornego zamierzenia w czyn. Później w niezwykle poetycznym zwrocie powiedział, że myśl ta wykwitła w nim nagle jak pierwszy kwiat wczesnej wiosny.

Tego niedzielnego poranka papież Jan pojechał z Watykanu do klasztoru Św. Pawła za Murami, znajdującego się obok grobu apostoła, aby odprawić tam mszę, była to bowiem uroczystość nawrócenia Pawła. Potem Papież przeszedł do jednej z sal klasztornych wraz z osiemnastu kardynałami, obecnymi na mszy, i tam wygłosił do nich przemówienie, które miało być orędziem do całego świata.

Oświadczył, że zamierza wypowiedzieć się szczerze na temat pewnych najważniejszych aspektów apostolskiego urzędu, które zwróciły jego uwagę w czasie trzech pierwszych miesięcy pobytu jego w Rzymie. Dodał, że pierwszym i najważniejszym zadaniem jest dostosować nowy pontyfikat do współczesnych potrzeb duchowych. Powiedział także bez osłonek: Zdajemy sobie sprawę, że nowy papież jest bacznie obserwowany - przez wielu życzliwie i z szacunkiem, przez innych nieprzyjaźnie lub nieufnie...

Wszyscy oczekują jakiegoś szczególnie godnego uwagi wydarzenia, które stanowiłoby zapowiedź kierunku, jaki przyjmie jego pontyfikat. Papież przedstawił w ogólnych zarysach pewne problemy powstające dla niego, jako dla biskupa Rzymu, w związku z ogromnym rozrastaniem się miasta i szybko zmieniającymi się zwyczajnymi i materialnymi warunkami życia naszych czasów. Ale jeżeli problemy biskupa Rzymu są trudne, to niech kardynałowie zastanowią się nad ogromem tych zagadnień, wobec których staje on w swojej odpowiedzialności za duchowe rządy na całym świecie.

- Gdy [papież] ogarnia spojrzeniem całokształt swojego zadania - powiedział Jan - jakiż widok rozciąga się przed jego oczami! Z jednej strony, jest to obraz miły sercu, tam gdzie łaska Chrystusowa nadal pomnaża rezultaty i cuda duchowego pogłębienia, nawrócenia i świętości na całym świecie; z drugiej strony jednak, widok ten wywołuje smutek wobec niewłaściwego wykorzystania wolnej woli przez człowieka, który nie uznaje otwartych dla niego niebios, odstępuje od wiary w Chrystusa, Syna Bożego, Zbawiciela świata i założyciela Świętego Kościoła...

Czy istnieje jakieś rozstrzygnięcie tych olbrzymich problemów współczesnego Rzymu i współczesnego świata? W jednym zdaniu papież Jan dał swą podwójną odpowiedź, która niedwuznacznie stanowiła wytyczną linię jego pontyfikatu i położyła podwaliny pod osiągnięcie wieńczące jego dzieło.

- Czcigodni bracia i drodzy synowie - powiedział - drżąc ze wzruszenia, lecz jednocześnie z pokorną niezłomnością postanowienia, obwieszczamy wam nazwę i plan podwójnych obrad - Diecezjalny Synod dla Rzymu i Ekumeniczny Sobór dla Kościoła Powszechnego.

Było to oświadczenie zaskakujące. Rzymski Synod - jakkolwiek niezwykły w tej decyzji - był zgodny ze zwyczajem zwoływania archidiecezjalnych synodów w celu rozpatrzenia spraw dotyczących poszczególnych diecezji, ale ekumeniczny sobór był zgromadzeniem wszystkich kardynałów, arcybiskupów, biskupów i przełożonych zakonów z całego świata. Ostatnie takie zebranie - Sobór Watykański I - zwołane przez Piusa IX miało miejsce przeszło dziewięćdziesiąt lat temu. Poprzedzającym soborem był Sobór Trydencki, który rozpoczął się w roku 1545, czyli przed przeszło czterystu laty. Na przestrzeni całej historii Kościoła zostało zwołanych tylko dwadzieścia powszechnych soborów i każdy z nich zaznaczył się ogłoszeniem jakiegoś dogmatu lub jakimś wyjaśnieniem dotyczącym prawa kanonicznego.

Papież Jan wznowił jeden z najstarszych zwyczajów Kościoła, aby dokonać jego pojednania ze światem współczesnym. Nadzieje, jakie pokładał w tym Soborze, wyrażone były w ostatnich słowach przemówienia do kardynałów:

- Żarliwie modlimy się o dobry początek, przebieg i pomyślne wyniki tego przedsięwzięcia, które wymaga ciężkiej pracy mającej na celu oświecenie, poprawę i radość wszystkich chrześcijańskich narodów, oraz ponowne wezwanie wyznawców innych wyznań religijnych, aby i oni także z przyjazną życzliwością wzięli wraz z nami udział w tym dążeniu do jedności i łaski, czego tak wiele dusz we wszystkich zakątkach świata gorąco pragnie.

Papież Jan zakończył pozdrowieniami św. Pawła, przytoczonymi przez św. Leona Wielkiego:

- Tyś jest moim uwieńczeniem (...) moją radością, jeżeli wiara twoja, która od początku Ewangelii głoszona była na całym świecie, istnieje w miłości i świętości. Jakże to pozdrowienie - zawołał Jan - można zastosować do naszej duchowej rodziny! Miłość i świętość - pozdrowienie i życzenie! Błogosławieństwo Wszechmogącego Boga, Ojca, Syna i Ducha Świętego niech będzie z wami. Amen.

CNOTA DOBREGO HUMORU

Śmieje się ten, który mieszka w niebie
Psalm 2,4

Radość jest jednym z owoców Ducha Świętego. Wiara najpełniej wyraża się w radości z odkrycia Bożej miłości. Radość rodzi się więc z obdarowania. Jak pisze o. Mieczysław Bednarz - nie ma radości samotnej.

Brak humoru to jeden z najczęściej wysuwanych zarzutów pod adresem współczesnych chrześcijan. A przecież tym, co odróżnia człowieka gorliwego od fanatyka jest to, że ten ostatni pozbawiony jest poczucia humoru.

Absolutna powaga i poczucie własnej ważności - pisze ks. Tadeusz Dajczer - jest tym, co uniemożliwia Bogu rozlanie swojego miłosierdzia. Przeciwstawia się temu właśnie cnota dobrego humoru. Nie chodzi tu o poczucie humoru polegające tylko na umiejętności opowiadania żartobliwych historyjek, ale o postawę życiową, która pozwala widzieć świat i siebie we właściwym świetle. Uśmiechnięty posiada dystans do siebie i zdarzeń, które go spotykają. Niepowodzenia życiowe nie urastają wtedy do rangi klęsk życiowych.

Cnota dobrego humoru potrzebna jest wszystkim poważnym chrześcijanom, przewrażliwionym na swoim punkcie. Święta Teresa z Avila modliła się w ten sposób: Od ponurych, poważnych, posępnych świętych zachowaj nas Panie.

W historii Kościoła widzimy wielu uśmiechniętych świętych. Szczególny talent dowcipnego posługiwania się słowami miał św. Tomasz More. Nawet gdy prowadzono go na ścięcie nie opuszczał go dobry humor. Zbliżając się do szafotu poprosił tych którzy stali obok: pomóżcie mi wejść na górę, natomiast na dół, pozwólcie, że zejdę sam. Człowiekiem o wyjątkowym poczuciu humoru był także papież Jan XXIII. Papież nie lubił, aby w spacerach po ogrodach watykańskich towarzyszyła mu więcej niż jedna osoba. Świecki administrator Watykanu zapytał go kiedyś, czy ma zamykać dla publiczności kopułę bazyliki św. Piotra, gdy Jego Świątobliwość przebywa w ogrodach.

- Dlaczego miałby pan zamykać? - zapytał Papież.
- Dlatego, że ludzie mogą zaglądać i widzieć Waszą Świątobliwość - odparł administrator.
Na co Papież ze swoim słynnym przymrużeniem oka rzekł:
- Postaramy się zachowywać przyzwoicie i nie dawać powodu do zgorszenia.

Wyraz Jubileusz mówi o radości. Chodzi tu nie tylko o radość czysto wewnętrzną, ale o radość, która objawia się także na zewnątrz, albowiem przyjście Boga jest wydarzeniem także zewnętrznym. Jest ono widzialne, słyszalne i dotykalne, jak mówi św. Jan (por. 1 J 1,1). Słusznie zatem, że wszystkie przejawy radości związane z tym przyjściem są także przejawami zewnętrznymi: Kościół raduje się ze zbawienia. Do tej radości zaprasza wszystkich, stwarzając szczególne warunki po temu, ażeby zbawcze energie mogły stawać się udziałem każdego.
Jan Paweł II; Tertio Millennio Adveniente